Spacerowałam sobie po Lesie Rozkoszy, rozkoszując się panującą tu ciszą i spokojem, poza słodkim śpiewem pomieszkujących tu ptaków. Z uśmiechem podpatrywałam latające wokoło motyle, ewentualnie przelatujące gdzie nie gdzie pszczoły. Kwitnące kwiaty wydzielały cudowny aromat, przez co przyjemność przechadzania się po tym lesie rosła z każdą chwilą. Przeobraziłam się w człowieka, oddałam się zbieraniu kwiatów, znalazłam tu między innymi kilka różanych krzewów, skupiska żonkili, sasanek, pierwiosnków, krokusów, czy hiacyntów, a to zaledwie kilka rosnących tu odmian kwiatów. Wpięłam sobie we włosy kilka kwiatów wiśni. Nagle zza drzewa wyłonił się wysoki chłopak, o jedwabistych włosach i lśniących niebieskich oczach. Smętnie powłóczył nogami, ze spuszczoną głową. Ewidentnie mnie nie zauważył.
- Cześć. - stanęłam tuż przed nim.
- Siema... - odparł, nie podnosząc wzroku.
- Co u ciebie? - uśmiechnęłam się ciepło.
- Źle, do dupy, okropnie, jak zwykle. - odparł cierpko, wzdychając.
- Przejdziemy się dla poprawy humoru? - spytałam, chichocząc.
<< Neon? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz