- Okay...- westchnąłem cicho i wyszedłem powoli z jaskini. Chłopak
będzie musiał się spakować i pewno nie będzie go z dwa tygodnie, więc i
ja muszę się przygotować na samotność. Założyłem kaptur. Ale przecież
byłem sam przez dwa lata i było spoko, więc czemu myślę, że będe smutny i
samotny bez Uzumakiego? On nie jest mi do szczęścia potrzebny...
chociaż... dobra koniec o nim! Może i mi się podoba, ale ja jemu nie,
nie jest przecież gejem. Wolałby pewnie umówić się z Hinatą, lub Sakurą,
ba! Na pewno! Denerwuje mnie, że te wszystkie idiotki z Konohy uganiają
się za mną, a ten jeden, nawet na mnie nie spojrzy z tym flirciarskim
błyskiem w oku. Zmierzałem ku klifu, z którego spadał wodospad. Kiedy
tam dotarłem usiadłem sobie na krawędzi i patrzyłem przed siebie.
Następne dni spędziłem siedząc u siebie, lub u Itachiego, albo na
klifach. Każdego się nudziłem i najczęściej spałem. A po trzech
tygodniach, gdy spałem, poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię i
usłyszałem znajomy głos:
- Saaaas... Sas już jestem...- na to zaburczałem głośno i przewróciłem się na drugi bok- Śpiochu wróciłem!
- Nnie krzycz...- mruknąłem w poduchę.
- To wstań.
- Ja śpię...- nagle chłopak mnie podniósł i przerzucił przez ramię.
Otworzyłem szeroko oczy i zacząłem bić go po plecach- puść mnie! Puść!-
zacząłem panikować, a on śmiejąc się postawił mnie na ziemi- bardzo
śmieszne Uzumaki, naprawdę bardzo śmieszne...
- No a jak!- uśmiechnął się.
- Tęskniłem...- przytuliłem się do niego kurczowo ściskając w palcach jego bluzę.
(Naru?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz