sobota, 31 stycznia 2015

od Sasuke do Itachi'ego

Szedłem przez las nocą. Na niebie migotało tysiące gwiazd, a księżyc rzucał na wszystkie drzewa dookoła, srebrną poświatę. Było pięknie i tak spokojnie. Oczywiście ktoś musiał zakłócić tą piękną chwilę. Rzuciłem kunaiem w stronę, z której usłyszałem szmer. Z krzaków wyszedł... Itachi... cofnąłem się o kilka kroków, aż w końcu stałem oparty o drzewo. Łasica zaczął powoli do mnie podchodzić, a kiedy stał tuż przede mną puknął mnie dwoma palcami w czoło, jak kiedyś... otworzyłem szeroko oczy i delikatnie usta. Staliśmy tak przez kilka minut, aż w końcu rozpocząłem atak. Itachi ciągle odskakiwał, jakby nie chciał walczyć, a potem uciekł zmieniając się w te ptaki. Zacząłem się rozglądać, ale jego nigdzie nie było. Podszedłem do drzewa i oparłem się o nie, a głowę skierowałem w górę, oglądałem niebo. Usiadłem na trawie i dalej patrzyłem w górę, aż w końcu zasnąłem...

----

Obudziłem się w jakiejś jaskini... nie była moja, ani Naruto... podparłem się na łokciach i rozglądnąłem. Skała, półka, Itachi, leki, łó... zaraz Itachi?! Wręcz podskoczyłem, siedząc i walnąłem głową w sufit.
- Spokojnie, Sasuke...- powiedział i rzucił mi lód. Skrzywiłem się i cofnąłem.
- Po co mnie tu przyniosłeś, idioto...- warknąłem przykładając lód do potylicy.

(Itachi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz