Wataha była pusta i nic się nie działo, gdy stałem się już nastolatkiem mogłem iść gdzie mi się żywnie podoba, więc poszedłem więc do ludzkiego parku, tam były huśtawki, usiadłem na jednej i rozmyślałem o moim zrąbanym przez naukowców życiu, zdawało mi się że to nie ma sensu ciągnąć to dalej, ale chyba zmutowanym to chyba nie jest tak źle, ma się też zalety,odkąd stałem się mutantem widzę,słyszę i czuję wyraźniej,widzę w ciemności,mogę spadać z dużych wysokości wychodząc z tego bez szwanku, stałem się zwinny i przebiegły jak lis, mało się męczę i trudno mnie przechwycić.Ktoś zbliżał się a tu...mój wujek Eskel
starałem się nie zwracać na niego uwagi, jednak jakiś koleś przyszedł i powiedział że to jest jego teren,zignorowalem go, wtedy doszło do bójki
-wynoś się stąd łajzo!!
-nie mów tak do mnie...
-bo co pójdziesz do mamy suk*nsynu??
-coś powiedział?-spytałem groźnie
-suk*insyn!!
Wściekłem się, napadła mnie nagła
agresją,chwyciłem gościa za szmaty i w powietrzu uderzyłem go
Potem sięgnąłem po katanę,prezent od taty
Gość spanikował ale nie uciekał
podszedłem do niego i strzeliłem go w pysk
Eskel widział całą akcję, podszedł widocznie zadowolony
-ej czy ty przypadkiem nie za agresywny jesteś??
-nie a bo co?
<Eskel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz