wtorek, 23 grudnia 2014

Od Sasuke cd Naruto

Zacząłem warczeć. Wstałem podszedłem do krat i złapałem go za ramiona.
- Naruto! Ogarnij się! Ogarnij!- wrzasnąłem.- Nie widzisz, Kurama cię opętała!- chwycił moje ręce i ścisnął je tak mocno, że złamał mi nadgarstki. Wydałem z siebie przeraźliwy, łamiący się krzyk. Odsunąłem się od niego i upadłem na kolana. Nagle zacząłem płakać, a on się śmiać. Przygryzłem wargę, ale po chwili znów zacząłem wrzeszczeć. Nagle pojawił się Deidara.
- Co tu się k*rwa dzieje!- pokazałem mu nadgarstki, które były posiniaczone, a moje dłonie bezładnie zwisały. Ból był tak silny... znów zacząłem wrzeszczeć, ale trochę ciszej.- Idioto! Miał być cały i zdrowy! Z kogo teraz Sasori zrobi najlepszą marionetkę?! Z typa, który ma rozgniecione ręce?!- wrzasnął na niego. Przestałem płakać. Powoli wstałem, postanowiłem nie używać rąk. Miałem spuszczoną głowę... jedyna szansa. Czułem na sobie ich spojrzenia. Delikatnie podniosłem łeb, a na mojej twarzy widniał psychiczny uśmiech. Deidara, oczywiście, domyślał się co zajdzie, więc zwiał. Naruto też się uśmiechnął.
- Myślisz, że dasz radę, Uchiha?- zarechotał.
- Oczywiście lisku... straciłem... dłonie... ale nadzieje, nigdy!- wyprostowałem się. Mangekyö Sharingan... podszedłem do krat i kopnąłem je. Z łatwością wypadły. Wskoczyłem na schody i zacząłem wiać. Przeskoczyłem nad Kisame, ominąłem Sasoriego i przy okazji kopnąłem mojego brata w piszczel. Jakimś cudem za pomocą żyłek wyjąłem kunai i złapałem go w usta. Nie wiem jak cisnąłem nim w Naruto, który biegł na czterech... kończynach? Łapach? Nie wiem... był coraz bliżej mnie. Bez rąk jestem bezradny... nagle zobaczyłem Karin. W biegu wpiłem się w jej rękę i napiłem jej krwi. Moje ręce od razu były zdrowe. Wskoczyłem na drzewo i podszedłem do kryjówki z kataną. Chwyciłem ją i zeskoczyłem do Naruto. Stanął 20 metrów przede mną.
- Naruto... opanuj się...- powiedziałem. Ten tylko się zaśmiał. Stworzyłem wokół siebie Susanoo. Złapałem go i obezwładniłem. Czułem ból, że muszę go skrzywdzić... ścisnąłem go mocniej, a on stracił przytomność. Rzuciłem go na ziemię. Susanoo znikł, a ja zacząłem biec.

*

Minęło kilka dni, a ja nie wiedziałem co z nim jest... nagle moim oczom ukazała się jego matka. Cofnąłem się.
- Sasuke...- podeszła do mnie i położyła dłonie na moich ramionach.
- Tak...?
- Naruto już nie będzie sprawiał problemów...
- Cco?! Zabili go?! Nie! To niemożliwe... czemu nikt nic nie zrobił! Czemu!- zamknąłem oczy i ścisnąłem pięści.
- Nie... Naruto żyje! Tylko nie ma już w nim Kuramy... on jest... i ma się dobrze... a ty... ty lepiej już nie rąb nim drzew!- pogłaskała mnie po karku.- Minato się nim zajmuje... Sasuke, bądź... milszy, postaraj się choć troszkę, nawet nie wiesz ile twoja przyjaźń znaczy dla Naruto...
- Ale... ale ja nie umiem...- podrapałem się po ramieniu.
- Umiesz!- uśmiechnęła się i zniknęła. Nagle usłyszałem za sobą kroki. Zobaczyłem Naruto, Minato i jakieś trzy liski. Nie mogłem nad sobą zapanować i zacząłem biec do Naruto. Wręcz się na niego rzuciłem i go przytuliłem. Był tym wyraźnie zdziwiony.
- Nie rób tak więcej idioto...- wyszeptałem. Jedną dłoń położyłem na jego potylicy, a drugą na jego plecach.- Nie rób...- poczułem jak klepie mnie po plecach. Ścisnąłem materiał jego bluzy i lekko potargałem jego włosy.- Idioto, po co się tam pchałeś...- wtuliłem się w niego mocniej...

(Naruto?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz